Panie Adamie.
Z zeznań męża wynika:
- mąż stał skrzętnie w kolejce, Eryk nie wytrzymał, poszedł na górę
- mąż potem już tylko obserwował kolejkę i Eryka, naprzemiennie
- kiedy zostało w kolejce 20 osób, mąż poszedł na górę zobaczyć co z Erykiem
- kiedy zszedł na dół, kolejka nagle zniknęła.
- a Pan powiedział mężowi, że musi iść do głównej sędziny (więc jednak mąż dotarł do stolika zapisów;-)
- głowna sędzina zasądziła, że ma już limit wyczerpany i nie przyjmie Eryka. Mąż jej tłumaczył, że Eryk jest na liście, tylko chce za niego zapłacić, ale sędzina nie zmieniła zdania, więc odeszli jakby nie było z kwitkiem.
A moje prywatne pytanie: czy Pan sam jeden zapisywał te tłumy? Mąż mówi, że najprawdopodobniej tak, więc to byłoby wyjaśnienie całej organizacji...
Ja sama osobiście też bym nie przyszła z dzieckiem na turniej, gdzie miałabym stać w kolejce na schodach więcej niż 10min, nie te lata... A oni stali ponad pół godziny...
I nie przyszłabym na turniej z dzieckiem tam, gdzie byłoby zawodników więcej niż "norma". Bo normą chyba nie jest ustawianie stolików na scenie itd. - ustawianie krzesełek na podestach między schodami, dla tych, co stać nie dadzą rady (opiekunów). Jakby była ograniczona, rozsądna liczba graczy wyznaczona wcześniej i rozsądna liczba osób przyjmująca potwierdzenia i wpłaty, ewentualnie wpłaty wcześniejsze, jeśli brakuje osób, to reszta by pojechała poszlachtować się o szablę Piłsudskiego albo coś w tym stylu...
Pozdrawiam i liczę na nie-powtórkę. Może to tylko my jesteśmy takie ofermy, ale...